Jak przygotowywałem się do wakacji na Filipinach napisałem w tym tekście – dostaniecie tutaj zastrzyk praktycznych porad.
Lot z Warszawy do Stambułu
Trzy i pół godzinny lot z Warszawy do Stambułu minął szybko i przyjemnie. W samolocie było czysto, schludnie, pachnąco. Myślałem, że w Turkish Airlines mają gorszy standard – nie myliłem się w tej kwestii przy locie ze Stambułu do Singapuru, ale o tym napiszę później.
Na plecach każdego siedzenia w samolocie był zaczepiony tablet. Możesz na nim obejrzeć film (do wyboru m.in. Marsjanin, Birdman), posłuchać muzyki (każdy rodzaj) lub zagrać w gry (bilard, sudoku).
W trakcie lotu podano – jak na samolotowe – smaczne jedzenie. Szamałem makaron z serem, sałatki, budyń. Co ciekawe alkohol był za darmo – nie lubię pić w trakcie lotu, wolę mieć czysty umysł. Byłem zaskoczony metalowymi sztućcami. Zazwyczaj w samolotach można użyć plastikowych noży i widelców.
Wylądowałem w Turcji na lotnisku Ataturk. Tutaj miałem przesiadkę do Singapuru. Jeżeli będziecie kiedyś na tym lotnisku i chcielibyście się połączyć z internetem (nie liczcie na darmową sieć od lotniska) to polecam zagadać do gościa, który wita pasażerów w vipowskich poczekalniach. Jedyne co musicie zrobić to ładnie się uśmiechać i w grzeczny sposób poprosić o dostęp do szybkiego jak błyskawica internetu. Mi się udało!
Według planu miałem czekać na samolot do Singapuru sześć godzin, a skończyło się na ośmiu…
Przeszedłem odprawę, szukam swojego miejsca w samolocie. Jest! Siadam zadowolony, aż tu nagle…obniżam się o kilka centymetrów. Myślę sobie…oho…będą przygody. I były! Okazało się, że trafiłem na zepsuty fotel, który miał rozwalony mechanizm regulowania oparcia. Żeby uniknąć podobnych sytuacji, możecie sprawdzić najlepsze miejsca w samolocie na stronie Seatguru.com.
Zaraz po starcie zaczęło płakać dziecko. Siedziało kilka foteli przede mną. To nie był zwyczajny płacz… To był ryk. Miałem wrażenie, że obdzierali tego bobaska ze skóry. Aby zapobiec podobnemu zdarzeniu, polecam odprawić się przez komputer, a nie przez aplikację mobilną. Różnica polega na tym, że w komputerze widać na których miejscach będą siedzieć dzieci, a w aplikacji mobilnej nie jest to oznaczone.
Na szczęście później było spokojniej i można było spróbować zasnąć… Spróbować? Tak. W trakcie lotu ciągle coś waliło, trzeszczało, piszczało – miałem poczucie, że pędzę 300km/h rozklekotanym maluchem. Chyba jedynym plusem tego lotu było to, że nikt obok mnie nie siedział.
Lot ze Stambułu do Singapuru
Po 11-stu godzinach męczarni wylądowałem w Singapurze na lotnisku Changi. Zatrzymamy się na chwilę przy tym mieście, państwie i wyspie jednocześnie.
Siedem ciekawostek o Singapurze
Zakaz żucia gumy
Nie można jej kupić w sklepie, a gdy policjant zauważy, że ją żujesz – musisz zapłacić karę pieniężną w wysokości 500 singapurskich dolarów (1400 zł). Skąd pomysł na takie ograniczenia dla społeczeństwa? W Singapurze praktycznie zawsze jest ciepło. Jeżeli guma zostaje wyrzucona na chodnik, po chwili zostaje wypalona przez słońce i zostaje po niej czarna plama. Rząd wydawał na czyszczenie chodników z czarnych plam miliony dolarów. Kiedy wprowadzono zakaz sprzedaży, ulice zaczęły być czystsze, a budżet z roku na rok większy.
Durianowi mówią nie
Durian to jeden z najbardziej śmierdzących owoców na świecie. Dla jednych śmierdzi jak zepsute mięso, a dla innych jak pleśniowy ser. To dlatego nie można go przewozić w metrze. Za to wykroczenie grozi 500 SGD.
Zakazy społeczne
Za jedzenie i picie w komunikacji miejskiej oraz taksówkach grozi grzywna ponad 500 SGD (1400 zł). Za palenie tytoniu w metrze możesz otrzymać 1000 SGD (2800 zł) kary.
Surowe kary dla pijanych kierowców
Piłeś, nie jedź – ta zasada jest prosta jak budowa cepa. Niestety ludzie nie mają wyobraźni i nic sobie z tego nie robią, nawet w Singapurze. Pijany kierowca będzie siedział 10 lat w więzieniu, jeżeli policja go skontroluje. U nas też powinny być takie surowe kary.
Wszyscy głosują
Podczas wyborów wszyscy Singapurczycy mają obowiązek głosowania. Ciekawe, kiedy w Polsce wprowadzą takie przepisy…
Kara śmierci
To nie jest farmazon. Jeżeli bierzesz łapówkę, posiadasz lub sprzedajesz narkotyki, możesz być pozbawiony życia.
Zwariowany Nowy Rok
W Singapurze wita się Nowy Rok aż 4 razy. Dwa razy w styczniu, raz w lutym i październiku.
Changi już trzeci raz z rzędu jest najlepszym lotniskiem na świecie według rankingu firmy Skytrax – co roku robią badania na terenie 410 lotnisk z całego świata. To lotnisko faktycznie jest rewelacyjne! Co 90 sekund ląduje na nim samolot. Można się zachwycać m.in. designerskim wnętrzem, intuicyjnym przejściem z jednego terminalu na drugi. Za darmoszkę możesz m.in. napić się wody, coś zjeść, podłączyć się do internetu (nie rwie), pojechać na wycieczkę do centrum Singapuru, obejrzeć filmy w mini sali kinowej, pograć na konsoli, skorzystać z komputera, odpocząć przy masażu stóp! Burżuje mogą iść do SPA, na siłownię, albo wydać fortunę w luksusowych sklepach i drogich restauracjach.
Jedną z atrakcji na lotnisku Changi jest największa na świecie rzeźba kinetyczna. Waży 24 tony i składa się z 1216 aluminiowych kropelek pokrytych miedzią.
Około 30 minut stałem przed tym dziełem sztuki jak zahipnotyzowany i patrzyłem na “pływający deszcz”. To było coś abstrakcyjnego! Changi to znakomite miejsce na przesiadkę dla podróżnych. Miałem cztery godziny wolnego między przesiadkami – minęły mi one w mgnieniu oka.
Ocena swoich wrażeń z ogrodu
Salon telewizyjny
Profesjonalny masaż stóp – ten akurat płatny
Wody?
Czysto, schludnie, kameralnie
Poczekalnia
Telefon stacjonarny (z kablem!) dla dinozaurów
Darmowa woda dla dzieci i dorosłych
Prawdziwa palma
Kwiat lotosu
Świetny automat! Na ekranie dotykowym wybierasz jedzenie, płacisz za nie kartą lub gotówką, otrzymujesz numerek, odbierasz szamę po kilku minutach.
Osiem singapurskich dolarów kosztowała mnie miseczka jedzenia. Czyli około 23 zł.
Otrzymałem więcej ryżu, niż mięsa. Singapurskie oszustwo
Specjalnie nawilżanie chusteczki do wycierania sedesu. Sprytne, prawda?
Po wyjściu z toalety możesz ocenić swój pobyt
Lot z Singapuru do Manili
Kolejny lot miałem do Manili. Wsiadam do samolotu, z uśmiechem od ucha do ucha witają mnie piękne filipińskie stewardessy. “Hello Mr Michael! How are you?” – pytają. Zastanawiałem się skąd znają moje imię. Usiadłem na swoim miejscu, rozglądam się wokół siebie… Okazało się, że byłem jedynym białasem w samolocie. To pewnie dlatego od razu mnie rozpoznały. Dosłownie po chwili tylko ja otrzymałem jedzenie. Trzeba przyznać, że filipińskie linie lotnicze Cebu Pacific dbają o Europejczyków. Udało mi się zasnąć na dwie godziny. A lot w sumie trwał cztery.
Wylądowałem na lotnisku w Manili – stolicy Filipin. Kolejne czekanie na samolot, kolejne snucie się po porcie lotniczym. Tym razem, aż dziesięć godzin. A dopiero po ośmiu dołączył do mnie Michał. Razem polecieliśmy do Puerto Princesa.
To czekanie na kolejne fruwanie to był koszmar. Przesiadki są potwornie męczące, a w Manili trzeba być wyjątkowo czujnym, aby nikt cię nie okradł. To miasto słynie z przestępczości. Nie było szansy, aby chociaż na chwilę się zdrzemnąć. Siedziałem cały czas na bagażu głównym, pilnowałem go jak oka w głowie. Blisko mnie kręciło się mnóstwo nieciekawych typków, którzy stale mnie obserwowali. To nie jest fajne uczucie, kiedy jesteś monitorowany przez gangsterskie gęby. Szczególnie, że miałem przy sobie całą kasę przeznaczoną na wakacje, wszystkie dokumenty, kamerę, smartfon. Jedyna rzecz, która mnie uratowała przed zaśnięciem to darmowy internet i działające gniazdko. W innym przypadku zasnąłbym jak suseł. Przysłowie “nie śpij, bo cię okradną” nabrało dosłownego znaczenia.
Samolotowy posiłek linii lotniczych Cebu Pacific.
Kurczak (zjadliwy) z ryżem – na czarną godzinę
Jest Michał! Wreszcie mogłem zostawić mu bagaż i spokojnie iść do wychodka! Wcześniej nie miałem gdzie zostawić bagażu. Poszliśmy wymienić pieniądze w kantorze (najlepsze kursy na Filipinach), a później coś zjeść i się odprawić. Okazało się, że nasz samolot jest spóźniony dwie godziny! W filipińskich liniach lotniczych to jest normalne i nie należy się tym przejmować. Filipińczycy mają dużo wolnego czasu i luźny styl życia. Aż trzy razy zmienialiśmy gate’y! Był straszny harmider, zamieszanie i tłum ludzi, którzy nie wiedzieli z jakiej bramki odlatuje ich samolot.
Znów mi nie wyszło selfie…
Na jednym z gate’ów pojawił się w telewizji akcent koszykarski – miód na moje serce. Zgadnijcie kto grał? Nasz rodzynek w NBA, Marcin Gortat. Lecąc na Filipiny nie zdawałem sobie sprawy, że koszykówka w tym kraju to sport narodowy, tak jak u nas piłka nożna. Na Filipinach jest dostępny w telewizji za darmo koszykarski kanał NBA. Na ulicach można spotkać Filipińczyków chodzących w podróbkach koszulek Michaela Jordana czy Kobe Bryanta.
Weszliśmy do samolotu, a tam…mgła. W pierwszej chwili myślałem, że się pali. Okazało się, że zamglenie wynikało z nawilżaczy powietrza. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej mgły w samolocie.
Robimy zdjęcia, kręcimy filmy – żadnej ze stewardess to nie przeszkadza. Kiedy wracałem z Budapesztu do Warszawy to polska stewardessa zwróciła mi uwagę, abym nie robił jej zdjęć. To była jej fanaberia, nie strzelałem jej żadnych fot. Opiszę tę sytuację w kolejnych tekstach.
Lecimy! Podczas lotu czekały na nas liczne atrakcje. Nie uwierzycie, ale stewardessy organizowały w trakcie lotu kalambury oraz konkurs na kreatywnie zrobione selfie w…lusterku. Do wygrania były gadżety linii lotniczych Cebu Pacific. Nie spotkałem się z takim umilaczem czasu podczas lotów w Europie.
Lot z Manili do Puerto Princesa
Wylądowaliśmy w Puerto Princesa. Wychodzę z samolotu z bananem na twarzy, aż tu nagle …dostaję strzał ognistego powietrza. Po trzech minutach byłem cały mokry, ale nic sobie z tego nie robiłem. Cieszyłem się, że po 50 godzinach podróży doleciałem w miejsce docelowe.
Po odebraniu majdanu wychodzimy z lotniska w kierunku wcześniej zarezerwowanego pensjonatu EJ Pension House. Pierwsze wrażenie? Od razu czuć filipińską kulturę. Czujemy się niepewnie – jest ciemno, duszno, brudno. Panuje tutaj wolna amerykanka. Kierowcy jeżdżą bez świateł, a do tego co chwilę trąbią. A w okolicy nie widać białego człowieka. To nas trochę przeraża…
W pewnym momencie zostaliśmy osaczeni przez kierowców trycykli. Trycykl to motocykl zespawany z budką, przypomina Simsona Duo. To najszybszy, a zarazem najtańszy sposób, aby się przemieścić w mieście z punktu A do punktu B.
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Michał ✌️ Bloger lifestyle’owy (@mikewaypl)
Tym razem nie skorzystaliśmy z przejażdżki trycyklem. Czułem się trochę jak w Egipcie. Tubylcy próbują nachalnie coś sprzedać.
Dotarliśmy do naszego pensjonatu. Przywitała nas przesympatyczna szefowa. Chwilę z nami porozmawiała, a później wręczyła klucze do pokoju. Warunki były adekwatne do ceny (820 pesos za dwie osoby, 75 zł): jest czysto, schludnie, jest ciepła woda w prysznicu, klimatyzacja, tv, internet.
Michał poszedł jeszcze do miasta na kolacje. Był w lepszej formie, bo nocował jedną noc w Kuala Lumpur. Ja niestety byłem cały czas w drodze. Poszedłem wziąć wymarzoną kąpiel i padłem na łóżko jak mucha. Musiałem naładować akumulator na następny dzień.
W następnym tekście opiszę pierwszą styczność w biały dzień z filipińską kulturą, jedzeniem i plażą.
Jeżeli spodobała Ci się publikacja: polub fan page.
Dzięki!