Z T-Mobile byłem związany 15 lat. Jako gówniarz miałem telefon Nokia 3110 (wtedy marzenie, dzisiaj to komóra dla hipstera) na abonament w Erze GSM (w 2011 roku Era zmieniła nazwę na T-Mobile- rebranding marki kosztował blisko 100 mln zł). W latach 90-tych, niebieski operator kusił ciekawą ofertą – można było za friko dzwonić przez pierwsze pięć sekund. To jednak nie wystarczyło. Moi rodzice szybko zauważyli, że przychodzą wysokie rachunki za telefon. W mgnieniu oka przeszedłem na kartę prepaid. Kiedy zacząłem zarabiać własne pieniądze, wróciłem do abonamentu. W taryfie za ok. 90 zł miałem 70 minut. Zdzierstwo w biały dzień, prawda?
Dwa lata temu T-Mobile zaproponował mi całkiem niezłe warunki:
– nielimitowane połączenia na komórki
– smsy, mmsy za friko
– Internet 1GB
– płatne połączenia na telefony stacjonarne
– umowa na dwa lata, bez telefonu
– cena 90 zł
Byłem zadowolony. Szczególnie z nieograniczonych połączeń na komórki oraz nielimitowanych smsów – wtedy to była nowość na polskim rynku sieci komórkowych.
25 kwietnia tego roku kończyła mi się dwuletnia umowa z T-Mobile. Dzwonię na infolinię różowego operatora, aby porozmawiać o przedłużeniu umowy na kolejne dwa lata. Proszę o przekierowanie do działu utrzymania klienta – tak robiłem dotychczas, aby otrzymać lepszą taryfę. Sympatyczna pani poinformowała mnie, że nie ma takiej możliwości, gdyż nie posiadam biznesowego abonamentu. Nie daję za wygraną. Tłumaczę, że jestem z nimi ponad dekadę i nie chcę zmieniać operatora. Niestety, moje argumenty zostały zlekceważone.
Po dłuższej chwili otrzymuję „specjalnie dla mnie” wygenerowaną ofertę. Nielimitowane połączenia na komórki, smsy i mmsy za friko, ale połączenia na telefony stacjonarne już płatne, umowa na dwa lata (bez telefonu). Cena? 129 zł. Propozycja nie podlegała żadnym negocjacjom, nie pomagały nawet argumenty, że nowi klienci T-Mobile otrzymają takie same warunki. Grzecznie podziękowałem za wieloletnią współpracę. Pani nawet nie próbowała mnie zatrzymać, było jej wszystko jedno. Tak dzisiaj dba się o wiernego klienta.
Jaką ofertę wybrałem? Karta prepaid: nielimitowane rozmowy na komórki i telefony stacjonarne oraz smsy. Internet LTE 2 GB, brak długoterminowej umowy. Płacę jedyne 29 zł miesięcznie. To oferta Virgin Mobile, taryfa #BezLimitu. Dość płacenia haraczu w postaci abonamentu!
Niedługo minie miesiąc od przejścia do Dziewicy. Pierwsze wrażenia? Pozytywne! Wbrew temu, co piszą w internecie to smsy dochodzą, połączeń nie zrywa, wszędzie jest zasięg, a aplikacja na iPhone’a śmiga jak dzika. Nie zacina się, jest intuicyjna, przejrzysta, pokazuje m.in. ile wykorzystałem transferu internetowego. W porównaniu do appki T-Mobile to niebo a ziemia. Zawsze z nią były problemy, ciągle się zawieszała. W rezultacie przestałem z niej korzystać.
Biuro obsługi Virgin również funkcjonuje jak należy. Ekipa social media ninja na Facebooku szybko odpisuje, są konkretni i pomocni. Co ciekawe, Virgin działa na antenach Play i T-Mobile – dlatego nie ma problemu z zasięgiem, nawet w warszawskim metrze.
Nie wiążcie się długoterminowymi umowami. Powód? Mniej więcej co pół roku wychodzą nowe oferty. Dzięki karcie prepaid możecie zmieniać taryfy i operatorów bez żadnych dodatkowych kosztów.
Tak się zastanawiam, kiedy dożyjemy czasów, gdy operator będzie nam płacił za korzystanie z jego usług…
Jeżeli spodobała Ci się publikacja: polub fan page.
Dzięki!